IDEEW niewoli obiektywnego umysłuTriumf poprawności politycznej polegał na skutecznym posegregowaniu poglądów na lepsze i gorsze. Wyznając pewne poglądy, mamy się wstydzić, zastanawiać, czy nie przesadzamy, albo czuć się mocno odizolowani. W przypadku poglądów przeciwstawnych mamy poczucie uczestniczenia w głównym nurcie wydarzeń, bycia człowiekiem oświeconym, idącym razem z ludźmi, którzy są po prostu normalni.Jesteś czytelnikiem prawicowej prasy. W ostatnich wyborach głosowałeś na partię, która mocno podkreśla konieczność obrony interesu twojego kraju i tradycyjnych wartości. Jesteś przywiązany do swojej rodziny i czujesz dyskomfort na widok dwóch trzymających się za ręce mężczyzn. Czy nie masz poczucia, że coś jest nie tak z twoimi poglądami? Czy nie podejrzewasz, że jesteś samotnym oryginałem? Czy nie zastanawiasz się, by nie poszukać gazet czy partii, które są nieco bardziej umiarkowane? Jeżeli tak, to być może stajesz się właśnie przedmiotem potężnej manipulacji. Ktoś włamuje się do twojego mózgu i zaczyna tworzyć lukę w twoim systemie wartości. Stajesz się ofi arą potężnej broni propagandystów. Ale i tak nie poległeś tak bardzo jak twój znajomy czy sąsiad. Jest gotów w prywatnej rozmowie przyznać ci rację, zastrzega jednak, że mimo wszystko "ma też własne zdanie, które zmusza go, by głosował inaczej niż ty i nie czytał pewnych gazet". Twój sąsiad staje się tworem manipulacji, ty dopiero stanąłeś na jej rozstajnych drogach. Publicystyka kontra propagandaO ile od informacji w mediach wymagamy jasnego przekazu, o tyle publicystyce jesteśmy w stanie wybaczyć więcej. Informacja, żeby stać się manipulacją, musi być subtelniej opakowana, działać poza progiem krytycyzmu człowieka (nie należy tego mylić oczywiście wyłącznie z manipulacją podprogową). Publicysta może nas oszukiwać jawnie, a my mu wybaczamy, bo to przecież tylko publicystyka. I to jest właśnie jedna z bardziej niebezpiecznych manipulacji. Publicystyka nie służy do tego, żeby rzeczywistość przedstawić inaczej, niż wygląda, tylko żeby ją lepiej dostrzec. Metody publicystyczne są szkłem powiększającym, a nie salą krzywych luster. To drugie nazywamy właśnie propagandą i choć środki wyrazu mogą być w obu przypadkach podobne, musimy pamiętać, że różni je zasadniczo cel. Publicysta chce pomóc ci zrozumieć rzeczywistość, propagandysta chce cię oszukać. Lepsze i gorsze poglądyTriumf poprawności politycznej polegał na skutecznym posegregowaniu poglądów na lepsze i gorsze. Wyznając pewne poglądy, mamy się wstydzić, zastanawiać, czy nie przesadzamy, albo czuć się mocno odizolowani. W przypadku poglądów przeciwstawnych mamy poczucie uczestniczenia w głównym nurcie wydarzeń, bycia człowiekiem oświeconym, idącym razem z ludźmi, którzy są po prostu normalni. W PRL dominował pogląd, że nie należy się wychylać. Wychylali się ludzie stawiający się władzy, którzy burzyli spokój reszty. Wychylali się też uczestnicy władzy jako wyjątkowi karierowicze. Niewychylający się byli normalni, szli w głównym nurcie. Krytykowali w zaciszu domu partię i znajdowali też niskie intencje w działaniach opozycji. Ów najlepszy pogląd był właśnie kreacją starań samej władzy, która chciała mieć bierne, niezdolne do oporu i rywalizacji społeczeństwo. W 1989 r. "należało" przeciwstawić się partyjniactwu. Komunizm upadł, "Solidarność" wygrała wybory. Jednak zaczęła się dyskusja wokół systemu partyjnego. Obóz Okrągłego Stołu nie chciał, by tworzyła się jakakolwiek, szczególnie prawicowa, konkurencja. Oto zarejestrowana w tym czasie dyskusja dwóch zaangażowanych politycznie studentów psychologii:
"A. - Powiem coś niepopularnego, uważam, że w Polsce powinna być jedna partia. Obydwaj użyli środków manipulacji, które zalewały strony publicystyczne ówczesnych mediów. "Gazeta Wyborcza" poglądy innych partii prezentowała jako "piątą kolumnę", nawiązując w ten sposób do określenia sabotażu ze strony Niemców mieszkających na terenie Polski i wspierających wojska hitlerowskie. Już tak prosty środek manipulacji tworzył niepokój i zniechęcał do angażowania się w życie polityczne typowe dla demokratycznego społeczeństwa. Rozmówca "A" nawiązywał do dziesiątek wypowiedzi ówczesnych propagandystów środowiska "Gazety Wyborczej", którzy wobec nikłego zrozumienia w społeczeństwie potrzeby tworzenia jakiejś efemerydy demokracji próbowali przedstawić ją jako wizję nowatorską, czyli postępową. Tą samą bronią próbuje walczyć rozmówca "B", pokazując, że poglądy "A" przestały być już na czasie. Kilka miesięcy później sytuacja radykalnie się zmieniła. Kiedy środowisko "Gazety Wyborczej" straciło wpływ na władzę w dominującej partii (Komitecie Obywatelskim), główny nurt publicystyczny rzucił się do przekonywania, że potrzebne są partie, ale takie, które pchają nas do prawdziwego postępu - "na Zachód od prawicy". Tak jak niegdyś wzorcem postępu była Moskwa, tak w 1990 roku stały się nim kalki przywiezione z Brukseli. Oczywiście nie wszystkie, mocno przefi ltrowane przez propagandę. Jesteś sam, bo masz złe poglądyKilka miesięcy później sytuacja radykalnie się zmieniła. Kiedy środowisko "Gazety Wyborczej" straciło wpływ na władzę w dominującej partii (Komitecie Obywatelskim), główny nurt publicystyczny rzucił się do przekonywania, że potrzebne są partie, ale takie, które pchają nas do prawdziwego postępu - "na Zachód od prawicy". Tak jak niegdyś wzorcem postępu była Moskwa, tak w 1990 roku stały się nim kalki przywiezione z Brukseli. Oczywiście nie wszystkie, mocno przefi ltrowane przez propagandę. Podstawowym celem zabiegów propagandy PRL-owskiej była atomizacja społeczeństwa. Nie warto było szukać ludzi, którzy chcieliby z tobą coś robić, bo ich niemal nie było. Pozostali to prowokatorzy. Jeżeli chcesz się buntować, to będziesz sam, choćby dlatego, że inni nie podzielają twoich poglądów. Z tego punktu widzenia wielkim przełomem psychologicznym była pielgrzymka Jana Pawła II. Okazało się wtedy, że miliony Polaków myślą podobnie, a raczej władza jest dosyć oryginalna w swoich poglądach. Niemniej izolowanie ludzi o poglądach odbiegających od tych, które dozwolone są wśród elit III RP, stało się dzisiaj podstawową bronią publicystyki największych mediów. Ile razy mieli Państwo okazję znaleźć się w grupie ludzi o poglądach radykalnych? Czy niemal każdy sondaż nie potwierdza, że większość ludzi myśli inaczej niż Wy? Czy ostatnio znany publicysta "Gazety Wyborczej", "Polityki", "Przekroju", komentator TVN nie przekonywał Was, że reprezentujecie poglądy, które kiedyś były w miarę popularne, a dzisiaj Polacy się od nich odwracają? Wystarczy podkreślać tylko jedną stronę wahnięć nastrojów, by tworzyć odpowiednie wrażenie. Szczytem wszystkiego było zaprezentowanie po wyborach w 2005 roku sondażu, z którego jasno wynikało, że Polacy nie godzą się z dokonanym przez siebie wyborem. Jest tylko jedna słuszna drogaSpołeczeństwo ukształtowane w warunkach totalitaryzmu ma ogromną skłonność do przyjmowania jednej recepty na rzeczywistość. Tę, w gruncie rzeczy, chorobę społeczną wykorzystała publicystyka III RP. Była zawsze jedna recepta na gospodarkę, służbę zdrowia czy system emerytalny i oczywiście rozwiązania polityczne. Receptę sygnowali ludzie o wielkim autorytecie. A dlaczego mieli autorytet? Bo sygnowali właściwe recepty. Ktoś, kto takich recept nie podpisywał, nie mógł być autorytetem, choćby był poetą na miarę Zbigniewa Herberta. A co sądzić o innych receptach podpisywanych przez innych poetów, naukowców i dziennikarzy? Nie mogły być dobre, bo nie stały za nimi autorytety. Bezdyskusyjność wyboru potrzebna była oczywiście elitom politycznym. Publicystyka stała i, w znacznej mierze, stoi na straży ich interesów. W Polsce skryminalizowano środowiska zdolne do podjęcia dyskusji z głównym nurtem propagandy. Dziennikarz czy publicysta mający inne zdanie niż obowiązujące jest nieobiektywny, pisze nieprawdę (trzeba go za to osądzić), jest lizusem władzy, gdy ludzie o bliskich mu poglądach wygrają wybory, i partyjnym dziennikarzem, gdy je przegrają. Robi to dla pieniędzy (oczywiście inni dziennikarze działają z pobudek ideowych), w mediach publicznych występuje w nagrodę za służalstwo, inni występują dlatego, że takie ich prawo. Nie wolno uprzedzać o swoich poglądachWyobraźmy sobie następującą sytuację: wchodzimy do pokoju, w którym toczy się dyskusja o smaku wina (oczywiście uczciwie prowadzona powinna być wsparta solidną degustacją). Jeden z dyskutantów ma sklep z winami, drugi produkuje wódkę, trzeci odziedziczył właśnie browar. Tylko właściciel sklepu z winami przyznaje się do swojego fachu. Pozostali twierdzą, że jest on niewiarygodny, bo może mieć zawodowe skrzywienie. Tymczasem zawodowe skrzywienie mają w tym pokoju wszyscy, ale tylko właściciel sklepu z winami był na tyle uczciwy, by o tym uprzedzić. To sprzedawca win jest w tej dyskusji najbardziej wiarygodny. Nie manipuluje informacją, ukrywając swoje istotne motywacje i doświadczenia życiowe. Taki sposób wiarygodności buduje też wiele mediów w USA i Europie Zachodniej, opowiadając się otwarcie za kandydatem na prezydenta czy, rzadziej, za tą czy inną partią. Nie chodzi o to, by zmuszać własnych czytelników do głosowania na wybranego kandydata, ale by wiedzieli oni, że redakcja mimo najlepszych chęci może być stronnicza w ocenie polityków. Polska norma publicystyczna to prezentowanie pełnej apolityczności. A to, że znany dziennikarz czy komentator w jednym kandydacie widzi wyłącznie wady, a w drugim niemal same zalety, to już wina raczej ocenianego niż obiektywnego dziennikarza. Prezentowanie swoich poglądów, nawet tych najsłuszniejszych, to straszna zdrada w środowisku czołowych polskich publicystów. W nim prezentuje się wyłącznie poglądy obiektywne, niemające nic wspólne z doświadczeniem, życiowym, podejmowanymi wyborami czy prywatnymi interesami. Zresztą w praktyce okazuje się, że interesy i doświadczenia życiowe owej szajki są na ogół bardzo bliskie. Autor: Tomasz Sakiewicz |
Tomasz SakiewiczPublicystyka nie służy do tego, żeby rzeczywistość przedstawić inaczej, niż wygląda, tylko żeby ją lepiej dostrzec. Metody publicystyczne są szkłem powiększającym, a nie salą krzywych luster. To drugie nazywamy propagandą.Dziennikarz czy publicysta mający inne zdanie niż obowiązujące jest nieobiektywny, pisze nieprawdę (trzeba go za to osądzić), jest lizusem władzy, gdy ludzie o bliskich mu poglądach wygrają wybory, i partyjnym dziennikarzem, gdy je przegrają. Robi to dla pieniędzy (oczywiście inni dziennikarze działają z pobudek ideowych), w mediach publicznych występuje w nagrodę za służalstwo, inni występują dlatego, że takie ich prawo. |
Copyright © by Nowe Państwo | Created by agencja reklamowa e-mouse interactive |