IDEEKonserwatysta i prostakWspółczesny konserwatyzm polski nie ma lekko. Aby nadać rację własnemu istnieniu, zmuszony jest produkować rozmaite mity.Wśród nich fundamentalne znaczenie ma pogląd, wedle którego rodzima wspólnota ducha, kultury, historii, więzi społecznych, pomimo zniszczeń dokonanych przez okupację niemiecko-sowiecką, a potem przez realny socjalizm, przetrwała i zachowała swoją żywotność. Dziś jej dziedzictwo ma rzekomo stanowić istotną, a przede wszystkim skuteczną, odpowiedź na agresję różnych trendów modernizacyjnych. Wystarczy dla tradycji narodowej stworzyć dogodne warunki oddziaływania, a ponoć ujawni ona wtedy swoją potęgę. Ta dość optymistyczna opinia została poddana brutalnej weryfikacji w najnowszej książce Ryszarda Legutki, bądź co bądź konserwatysty. Już na samym początku "Eseju o duszy polskiej" autor podkreśla fakt dramatycznego, konsekwencjami sięgającego po dzień dzisiejszy, zerwania ciągłości historycznej - zerwania, które zaczęła II wojna światowa, a dopełniło wprowadzenie komunizmu. "Od tego momentu - stwierdza Legutko - obcujemy ze społeczeństwem, jakiego poprzednio nie znaliśmy. Pod względem sposobu myślenia, uformowania świadomości zbiorowej i indywidualnej, odczuwanych więzi, wykształcenia i wychowania, dzisiejszą Polskę - tę niekomunistyczną, nazwaną III Rzeczpospolitą - więcej łączy z PRL-em, niż z II Rzeczpospolitą, jaką mieliśmy przed wojną". Zdaniem Legutki, propagandowym majstersztykiem komunistów okazało się straszenie społeczeństwa widmem polskiego nacjonalizmu jako nie tylko nagannej moralnie ideologii, ale i źródła wielu historycznych porażek. "Tak jak mówi się niekiedy o antysemityzmie bez Żydów, tak można mówić o nacjonalizmie bez nacjonalistów. Polska publicystyka, literatura, programy oświatowe, retoryka polityków, a także popularne wyobrażenia niosły nieustanną przestrogę przed naszą megalomanią, pobrzękiwaniem szabelką, imperializmem, narodowym zadufaniem, choć przedmiot tych przestróg dawno zniknął. [...] Gdy po roku 1956 w okresie odwilży postalinowskiej artyści i pisarze rozprawiali się nadal z mitami narodowymi, stawiali się w sytuacji dwuznacznej. Cieszyli się z wyrwanego władzy marginesu wolności, lecz niemałą część zdobytych swobód przeznaczyli na kontynuowanie takiej krytyki polskiej tradycji, która była tej władzy wielce miła". Krytyka ta stała się także orężem części opozycji. Środowiska, które były głównym partnerem PZPR przy okrągłym stole i okazały się najbardziej opiniotwórcze po roku 1989, atakowały komunizm o tyle, o ile ujawniał on w ich oczach podobieństwo do nacjonalizmu, zgodnie z kuriozalną frazą Czesława Miłosza: "Jest ONR-u spadkobiercą Partia". Według Legutki, komunizm w Polsce nie był typem ideokracji. "W większości najważniejsi i najbardziej wpływowi komuniści to ludzie prymitywni, nieokrzesani, bez szczególnej pasji ideowej, niechętnie ulegający wielkim wizjom politycznym". Rządy nad Polską objął więc zbir i cham. Natomiast w epoce postkomunistycznej jego miejsce zajął prostak. Demokracja liberalna w wydaniu III RP okazała się bowiem systemem sprzyjającym tendencjom skrajnie egalitarnym, importowi najgorszych, będących poniekąd spadkiem kontrkultury lat sześćdziesiątych, wzorców zachodnich. Książka Legutki uzmysławia nam, na ile bezwzględne w XX-wiecznych dziejach Polski były prawa biologii - efekty ludobójczych praktyk dwóch okupantów (patriotyzm jest cnotą przekazywaną z pokolenia na pokolenie, więc jeśli ten wielopokoleniowy łańcuch zostaje na skutek wymordowania ojców rozerwany, to patriotyczne pogadanki nic tu nie wnoszą). Krajobrazu po katastrofie nie poprawiają nawet takie wymienione przez filozofa czynniki, jak: pielęgnowanie w wielu rodzinach zbiorowej pamięci historycznej i dawnego kodu kulturowego, aktywność Kościoła i w jego ramach rozwój namiastki społeczeństwa obywatelskiego, działalność "Solidarności" i innych enklaw opozycyjnych. Autor, kreśląc katastroficzny portret współczesnej duszy polskiej, przestrzega zarazem przed lamentowaniem nad nim. Tak się jednak nie da. Za dużo jest w tym podejściu konserwatywnej wyniosłości, która - i to wbrew intencjom Legutki - nie pozwala patrzeć na współczesną Polskę inaczej aniżeli poprzez pryzmat konfrontacji rozpaczliwie broniącej drogocennego dziedzictwa elity z rewolucyjnym i kontrkulturowym motłochem. Rzeczywistość III RP jest znacznie bardziej skomplikowana i nie można jej sprowadzać do dyktatury prostaka. Równie kluczowe role odgrywają po roku 1989 "autorytet moralny" i postpolityczny technokrata, obaj mianujący samych siebie elitą. Dla nich największym niebezpieczeństwem był i pozostaje populizm. Skoro tak, to głównymi stronami sporu - umownie rzecz ujmując - stają się owa samozwańcza elita oraz pogardzana przez nią i w odpowiedzi kierująca się wobec niej resentymentem jedyna możliwa obecnie forma społeczeństwa polskiego - naród postpeerelowski. Tymczasem prostak w swoich egalitarnych odruchach może zwracać się tak samo przeciw Kościołowi oraz tradycyjnym wartościom, jak i - w imię tychże wartości - przeciw liberalno-kosmopolitycznemu salonowi. W tym drugim przypadku wiele zależy od zdolności perswazyjnych ludzi takich jak Legutko. Jeśli są one spore, to prostak może nieraz konserwatystę mile zaskoczyć. Autor: Filip Memches |
"Pod względem sposobu myślenia, uformowania świadomości zbiorowej i indywidualnej, odczuwanych więzi, wykształcenia i wychowania, dzisiejszą Polskę - tę niekomunistyczną, nazwaną III Rzeczpospolitą - więcej łączy z PRL-em, niż z II Rzeczpospolitą, jaką mieliśmy przed wojnąę. |
Copyright © by Nowe Państwo | Created by agencja reklamowa e-mouse interactive |